Wiara cuda czyni.
Podstawową rzeczą jest zaufanie. Bez zaufania sobie, a później temu wszystkiemu co ma się wydarzyć nie uda się żyć w prawdziwym szczęściu. Pracuję nad tym całe lata i jeszcze ciągle nie mogę powiedzieć, że jestem w pełni szczęśliwa. Jednak coraz częściej odczuwam radość i spokój w sercu. I kiedy tylko do mojego systemu zaczyna wkradać się niepokój, obserwuję to „coś” i uśmiecham się do siebie, po czym pytam: „skąd jesteś?” Odpowiedź jest zawsze jedna i ta sama: „z umysłu, ha, ha!” Już nie daję się wkręcać, a ufam, że wszechświat mnie poprowadzi. I tak się staje. Czasem na przykład coś powymyślam, a potem boję się jak to zadziała w realu. Wówczas uśmiecham się jeszcze częściej, bo wiem, że odwrotu już nie ma. Słucham, obserwuję i zawsze dostaję znaki. Pomoc czy wsparcie przychodzi z różnych stron, gdy tylko (a raczej aż ) jestem w zaufaniu do siebie i do miłości Wszechświata. Bardzo szybko przychodzi wdzięczność, a potem radość. Tak to działa. Uwierzcie!