- Utworzono: czwartek, 01, maj 2014 19:39
Magia samotności.
Samotność może mieć kilka imion. Moją nazwałam magią, dlatego, że połączyła mój umysł i duszę w jedno, w pełnym i błogim spokoju, w prawdzie, radości i głębokim spełnieniu.
Spotkałam się ze swoją samotnością w Indiach, gdzie pełna zapału i nadmiernych jak się później okazało oczekiwań, stopniowo gubiłam codzienne chwile przygotowań i moją obecność w Tu i Teraz.. Chciałam, by jak najszybciej ziścił się mój plan wyjazdu do Indii, na który tak bardzo czekałam.
A Indie?
Zaczarowały mnie od pierwszego spojrzenia i poczułam je całym sercem. Przepiękne krajobrazy, niesamowite kolory i zapachy, przy jednoczesnym chaosie i zaniedbaniu dawały razem poczucie niezależności i dystansu do tego, co za chwilę mogłoby się wydarzyć. {W Indiach bowiem nigdy się nie wie, co za moment się wydarzy, a wszystko razem wzięte ma jakiś niepojęty bliżej sens}. I to jest ta magia Indii.
Przed samym wyjazdem znalazłam karteczkę z napisem: ”Go with the flow!”- „Płynąć z prądem!”{lubię sobie pisać na karteczkach ciekawe zwroty i właśnie ta karteczka wpadła mi w ręce tuż przed moim wyjazdem.} Wiedziałam, że to moja podpowiedź na Indie. I tak się stało. Płynęłam z prądem i brałam wszystko, co mi Indie dawały.Czułam się dzięki temu i bezpieczna, a w swoim osamotnieniu coraz bardziej mocna.
Ktoś kiedyś mi powiedział, że Indie człowieka bardzo transformują. Moja transformacja była niezwykła.
Do tej pory myślałam, że wiem, co to jest samotność. Lubiłam przecież od czasu do czasu przebywać sama ze sobą medytując, praktykując, czytając książki czy spacerując w lesie. Była to jednak zawsze samotność z wyboru. Tu zostałam schwytana w sieć samotności, bez mojej zgody, dość nagle i nieoczekiwanie. I z początku poczułam przerażenie. Czułam się jak w matni, bez możliwości ucieczki.
Ludzie czasem pływają po jednym morzu, ale na całkowicie różnych falach i nie mogą w danym czasie znaleźć się na tej jednej wspólnej, bo płynął po prostu w zupełnie innych kierunkach..
Ale ja dzięki temu właśnie mogłam jeszcze bardziej doświadczać i uczyć się bycia sama ze sobą. Nieznany kraj, nieznani ludzie, samotne wieczory, nierozpoznana ja.
Nie mogłam tak od razu zrozumieć sytuacji, jakiej dane mi było w tym niezwykłym kraju doświadczyć.
Ale nic nie dzieje się bez powodu. Miałam odnaleźć swoją prawdę o sobie, odnaleźć się w tak nietypowej dla mnie sytuacji i doświadczyć prawdziwej magii samotności. Pomagała mi w tym również moja wewnętrzna praktyka śmiechu.
Ta wędrówka od stanu zagubienia do momentu przebudzenia i całkowitego odrodzenia była na szczęście krótka. To była krótka lekcja, ale niezwykle głęboka. Dzięki temu doświadczeniu dziś jestem jeszcze silniejsza i mocniej pogodzona ze sobą, mam więcej empatii dla innych osamotnionych ludzi. Ale przede wszystkim zrozumiałam, jak bardzo można cieszyć się z bycia sam na sam ze sobą, tak bardzo mocno, że aż do pełnego uśmiechu na ustach!
Pojęłam jak może być wspaniale czuć się ze sobą, tak naprawdę prawdziwie.
Rozpoczęło się moje przebudzenie. Zaczęłam zauważać korzyści z mojej samotności. Byłam dużo bardziej uważna, więcej widziałam, nie byłam niczym i nikim rozproszona.
{Z moimi przyjaciółkami czasem potrafimy tak się zagubić w rozmowie, że nagle nie wiemy dokąd idziemy, ha, ha!}
Zdana całkowicie na siebie musiałam być czujna i bardziej wyostrzałam spostrzeganie. To zaczęło mi się podobać i poczułam wówczas po raz pierwszy radość w sercu, że właśnie tu, w Indiach mogę tego doświadczać.W kraju, który tak bardzo mnie fascynował, mogłam widzieć więcej! Patrzyłam na przykład w oczy Hindusek i widziałam w nich takie piękno, otwartość, głębię i pogodzenie ze swoim najczęściej nie lekkim losem. Ich oczy nie kłamały, były prawdziwe. I pięknie się uśmiechały!
Jedna kobieta opowiedziała mi o swoich dzieciach, które zostawiła w Hampi, a tu w Gokarnie zarabiała na turystach sprzedając im swoje koraliki. I cieszyła się, bo niebawem już wróci do nich.
Te kobiety potrafią cieszyć się nawet ze swojej biedy! To niesamowite! Kupiłam od niej – dla niej hinduską malę i koraliki. Dziś, gdy na nie patrzę, widzę oczy tej wspaniałej kobiety.
Gokarna! To miejsce mojego Odrodzenia! Mieszkaliśmy na campingu o nazwie Moksza, co w sanskryckim języku hinduskich bogów oznacza właśnie „Odrodzenie”. Wszechświat mnie wspierał i to była dla mnie odpowiedź. Zdecydowanie częściej zaczęłam się uśmiechać. Odnalazłam wreszcie zagubioną radość w sercu. Poczułam się sama ze sobą prawdziwie szczęśliwa!
Wstawałam o 5 rano i czekałam aż zrobi się widno, żeby jak najszybciej być na magicznej plaży, kiedy to o tej porze tylko krowy spacerują, a pieski bawią się radośnie. Ja też rozpoczynałam swoją zabawę ze sobą i z każdą chwilą czułam się tylko lepiej i lepiej. Ludzi prawie w ogóle nie było, więc goniło mnie do tej radości porannego bycia tylko ze sobą! HA, HA! Sama ze sobą w tak długim już przecież czasie i w takiej harmonii! Nigdy w życiu jeszcze tak mocno tego nie doświadczyłam.
I choć w ostatnim tygodniu odnalazłam dwie bratnie dusze, to i tak wybierałam najchętniej swoją własną samotność. Ale samotność brzmiała już całkowicie inaczej,to był mój wybór. Sama ze sobą czułam się po prostu najlepiej. Płynęłam na swojej własnej fali i wiedziałam już, że płynę w dobrym kierunku.
Dziękuję Indie!
Namaste! Bóg jest we mnie! Namaste! Bóg jest w Tobie! Namaste! Bóg jest w nas! Namaste!
A oto jeden z cudów na które bardzo czekałam i zrealizowałam! Spotkanie i sesja śmiechu z dr Katarią, twórcą Jogi Śmiechu, jego wspaniałą żoną i szwagierką!